To był popis znakomitego aktorstwa! „Siemaszka” zachwyciła Węgrów. FOTO

KATEGORIA: KULTURA / 16 maja 2023

Węgierska publiczność tuż przed rozpoczęciem spektaklu „Mistrz i Małgorzata”
Fot. Teatr im. W. Siemaszkowej w Rzeszowie

Podczas wielkiego wydarzenia, jakim jest trwająca właśnie 10. Olimpiada Teatralna na Węgrzech zaprezentował się Teatr im. W. Siemaszkowej z Rzeszowa. W czwartek 11 maja na scenie Csokonai Forum w Debreczynie nasi aktorzy wystąpili z „Mistrzem i Małgorzatą” Michaiła Bułhakowa, w reż. Cezarego Ibera. I jak się okazało, ta ponadczasowa opowieść o poświęceniu, lęku i władzy absolutnie oczarowała festiwalową publiczność, czemu dała ona wyraz wstając do braw, co ponoć tu zdarza się bardzo rzadko.

„Mistrz i Małgorzata” w całkiem nowej odsłonie

„Mistrz i Małgorzata” to jedna z repertuarowych perełek Teatru Siemaszkowej, dlatego z nieukrywaną ciekawością zasiadłam wśród węgierskiej widowni, aby zobaczyć, jak w praktyce zadziała staropolskie porzekadło Polak Węgier dwa bratanki i do szabli i do szklanki? Czy również w sferze kultury znajdziemy zrozumienie, wspólny język i pokrewieństwo gustów artystycznych?

Drugą rzeczą, której byłam niezmiernie ciekawa, to jak mnie samej spodoba się ta sztuka po prawie 4 latach od jej premiery, gdy widziałam ją po raz pierwszy i potem jeszcze raz po paru miesiącach. Przecież w tym spektaklu zaszły znaczące zmiany obsadowe, a decyzją reżysera Cezarego Ibera całość sztuki została nieco skrócona. Najważniejszą zmianą była jednak ta dotycząca głównego bohatera sztuki – Wolanda. Pierwotnie w tej roli oglądaliśmy Krzysztofa Boczkowskiego, a obecnie w postać tę wciela się Tomasz Schimscheiner, który gościnnie pojawia się na rzeszowskiej scenie „Siemaszki” także w sztuce „Wesołe Kumoszki”.

Fabuła sztuki znana, czy nie znana?

„Mistrz i Małgorzata” Michaiła Bułhakowa uważana jest za jedno z najważniejszych dzieł literackich XX w. Wielokrotnie wystawiane na światowych i polskich scenach teatralnych, można ją także oglądać w wersji filmowej. Bułhakow akcję swojego dzieła umieścił w Moskwie wczesnego państwa komunistycznego (lata 30 XX w.). Ale szczerze mówiąc fabuła tej powieście jest tak ponadczasowa, że równie dobrze mogłaby rozgrywać się współcześnie gdziekolwiek w Europie.

Wszystko zaczyna się od tego, że wśród miejscowej socjety niespodziewanie pojawia się Woland (uosobienie Szatana) przedstawiający się jako profesor czarnej magii, który niby dobry kumpel wraz ze swoją dziwaczną świtą imponuje, zaciekawia i oczarowuje miejscową śmietankę towarzyską. W końcu zaczyna „mieszać” im w życiu. Nieznajomy jest absolutnie przeciwny twierdzeniu jego współtowarzyszy rozmów, że Bóg nie istnieje, a już szczególnie burzy się wobec twierdzenia, że nie ma diabła. Widz sztuki jakby od wewnątrz obserwuje manipulacje, sztuczki i walkę o człowieka – najpierw o jednego, potem drugiego, wreszcie o duszę tytułowej Małgorzaty. Jednocześnie w tle, jakby w przypomnieniu, opowiadana jest historia Poncjusza Piłata i jego starcie dobra ze złem.

Nie ma oczywiście sensu, abym opowiadała Wam całą fabułę. W końcu to klasyka. W tym miejscu warto zaznaczyć, że reżyser Cezary Iber nie opowiada nam historii Bułhakowa w sposób identyczny z nim. Pozwolił sobie na ubarwienie jej zostawiając swój własny ślad twórczy w tej opowieści.

Zespół „Siemaszki” podbija węgierską publiczność

Debreczyn, Węgry. Godzina 19.00, na zewnątrz dzień powoli chyli sie ku zmrokowi. Sala teatru zaczyna wypełniać się po brzegi, a to znak że zaraz rozpocznie się spektakl. Milkną gwarne rozmowy i ruszamy w podróż do Moskwy lat 30 XX w. I już od pierwszych chwil spektaklu daje się wyczuć, że na scenie nie oglądamy indywidualistów, a jedno artystyczne ciało, którego dynamika, energia i eksplozja przeróżnych emocji tak wciąga publiczność, że nawet pewna bariera językowa (choć wyświetlane jest tłumaczenie na język węgierski) nie stanowi większej przeszkody. Z drugiej strony to jednak klasyka literatury, zatem można się domyślać, że festiwalowa publiczność pojawiła się na spektaklu jednak z jakimś wyobrażeniem tego, co może się tu wydarzyć.

I wydarza się – znakomite aktorstwo! Rzeszowski zespół nie pozwala choć na moment odetchnąć widzowi. Woland w interpretacji Tomasza Schimscheinera jest po prostu rewelacyjny i tak jak scenicznych bohaterów tak i widzów wciąga pokrętnie w swoją diabelską grę. Ale Schimscheinerowi kroku nie ustępują inni aktorzy stwarzając przed oczyma widza pełnokrwiste i wyraziste postaci i nic nie jest w stanie wybić publiczności z tej hipnozy.

W tym miejscu muszę Wam się przyznać, że jako dziennikarz piszący o sztukach teatralnych, już dawno nie czułam się podczas spektakl tak w pełni widzem, zawodowe przyzwyczajenia uleciały gdzieś i mogłam absolutnie i w całości dać ponieść się temu, co widzę na scenie. W kilku momentach tego spektaklu tak mocno porwały mnie emocje, że czułam wewnętrzne drganie – jak podczas zakochania, jak przed jakimś niezwykle ekscytującym wyzwaniem, po prostu przeszywał mnie prawdziwy dreszcz emocji. To było niesamowite wrażenie i niestety rzadkie u krytyka teatralnego po wielu latach pracy. Na przykład wtedy, gdy w scenie podczas Wiosennego balu pełni księżyca u Wolanda, Berlioz zaczyna śpiewać jako truposz z odciętą głową (w tej roli Robert Chodur, który szczególnie w tej scenie pokazuje kunszt umiejętności aktorskich i muzycznych) to był dla mnie niezapomniany moment.

Kolejnym przełomowym momentem dla moich emocji był nagi taniec Diabła z Małgorzatą, który wykonują Tomasz Schimscheiner i Dagny Mikoś. Aktorzy w tej scenie są zupełnie nadzy, tak jak ich Pan Bóg stworzył i być może można się zastanawiać, czy ta dosłowność jest potrzebna w obliczu atakującej nas praktycznie z każdej strony komercyjnej nagości i coraz większej bezpośredniości w epatowaniu intymnością… Jednak w tym momencie spektaklu ta dosłowność nagości jest przez reżysera Cezarego Ibera wyjątkowo dobrze pomyślana oraz perfekcyjnie przedstawiona przez aktorów, których ciała nie rażą i mimo wszystko nie przyciągają wzroku w pierwszym planie w odbiorze sztuki. Miałam raczej wrażenie, że to jeden z najpiękniejszych jej momentów, kiedy to zarówno człowiek (Małgorzata) jak i jego prześladowca (Diabeł), nie mają przed sobą nic do ukrycia, odsłaniają przed sobą nagość pokazując intencje i dusze i są w tym krótkim momencie sobie równi, a może nawet bardziej wygrywa tu człowiek? Małgorzata – młoda żona wybitnego specjalisty zamkniętego w klinice psychiatrycznej, zakochana bezgranicznie w swoim Mistrzu pragnie za wszelką cenę wydobyć go z miejsca zamknięcia i dlatego właśnie godzi się zostać gospodynią balu u szatana.

Jest jeszcze parę takich momentów w sztuce, które przyprawiły mnie o szybsze bicie serca z emocji. I tak naprawdę mogłabym każdego aktora indywidualnie wyróżnić za jego lub jej wspaniałą grę sceniczną, ale tak jak wspominałam na początku, oni wspólnie stworzyli dzieło. I jeszcze długo nie uleci mi z głowy ten wspaniały popis aktorstwa, które miałam okazję widzieć na scenie debreczyńskiego teatru.

A co z węgierską publicznością? Jak im podobał się rzeszowski „Mistrz i Małgorzata”? Otóż Węgrzy najwyraźniej byli zachwyceni. Nie dość, że długo oklaskiwali rzeszowskich twórców, to w dodatku zrobili to w formie standing ovation. I jak się potem dowiedziałam, było to dla węgierskiej widowni wyjątkowe zachowanie, bo ponoć wstawianie podczas braw to u nich niebywała rzadkość. Niech zatem będzie to także dla Was drodzy polscy Widzowie najlepsza rekomendacja do tego, aby wybrać się do Teatru Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, by osobiście zobaczyć wspaniałą interpretację „Mistrza i Małgorzaty”.

Nowa estetyka Ibera

Cezary Iber jest reżyserem młodego pokolenia twórców, który wyjątkowo umiejętnie potrafi przedstawić na scenie zarówno współczesność jak i klasyczne wielkie dzieła literatury. A „Mistrz i Małgorzata” nie jest jego pierwszą współpracą z rzeszowskim teatrem, wcześniej stworzył tu z zespołem aktorskim wyjątkowo przejmujące i zapadające głęboko w pamięć „Pogorzelisko”.

Lubię spojrzenie Ibera na sztukę teatru. Ma on w mojej opinii niebywałą umiejętność łączenia różnych form przekazu artystycznego. Jego obrazy sceniczne nasycone są wielością bodźców, które tworzą bogaty, kolorowy i mocno emocjonalny przekaz dla widza. W „Mistrzu i Małgorzacie” mamy dodatkowy zabieg, bo wykorzystanie lalek, co akurat nie jest domeną na deskach teatrów dramatycznych. Dużo się dzieje, ale jakoś ani przez moment nie ma się wrażenia przesytu bodźcami. Ten spektakl ogląda się jak wciągający filmy, z częstymi zmianami planów i wartką akcją. A to już dzięki aktorom, którzy ożywiają pomysły twórcze reżysera i zamiast (co nie jest takie rzadkie czy w teatrze, czy filmie) siłować się na indywidualne pokazanie się publiczności stwarzają jeden wspaniale działający organizm. A mimo to każda z postaci przykuwała uwagę, będąc wyrazistą i zapadając w pamięć. Niesamowite odczucie dla widza.

Olimpiada Teatralna na Węgrzech

Dziesiąta edycja Olimpiady Teatralnej na Węgrzech wciąż trwa. Widzom zostanie zaprezentowanych aż 750 spektakli w wykonaniu 400 zespołów teatralnych na ponad 70 scenach w największych węgierskich miast. Jednak o samej Olimpiadzie dowiecie się więcej z kolejnego mojego tekstu.

Tekst i zdjęcia: Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

Fot. Barbara Kędzierska

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4