Efekt Festiwalu Trans/Misje - wreszcie nowa kultura spotkań w Rzeszowie

KATEGORIA: KULTURA / 29 sierpnia 2019

Fot. Paweł Bialic

Za nami Międzynarodowy Festiwal TRANS/MIJSE – Wschód Sztuki, który do minionej niedzieli odbywał się w Rzeszowie. Właściwie, to z żalem stwierdzam jego zakończenie, bo działo się bardzo wiele, zarówno na scenie, jak i poza nią. To międzynarodowe wydarzenie, w trakcie którego zaprezentowali się rzeszowianom artyści z Polski (Rzeszów), Gruzji (Batumi), Ukrainy (Odessa) i Litwy (Wilno). Postanowiłam nie rozpisywać się dziś o konkretnych spektaklach festiwalu, zwrócę uwagę raczej na całość tego wydarzenia. A chyba warto, bo według mnie TRANS/MISJE uczyniły pewien wyłom w nieco jednowymiarowym dotychczas życiu kulturalnym naszego miasta.

Brakująca kultura spotkań

Parę lat temu na zlecenie samorządu socjolodzy przygotowali głęboką analizę życia społecznego Rzeszowa. Wykazała ona, że nieco przeceniamy splendor i rozgłos, jaki towarzyszy dużym wydarzeniom kulturalnym, a nie doceniamy podczas takich wydarzeń możliwości spotkania ludzi, co owocuje wymianą idei i myśli. Jeszcze na portalu TWiNN.pl publicyści z naszego zespołu określili to TUTAJ jako „brak kultury spotkań w Rzeszowie”. A to właśnie w trakcie takich, nie do końca oficjalnych kontaktów, niejako „przy okazji” wydarzeń kulturalnych, kiełkują wnioski z przeżytego spotkania ze sztuką, rodzą się kolejne kreatywne pomysły na współpracę, projekty artystyczne i nowe możliwości wychodzenia z propozycją kulturalną do ludzi.

Z uznaniem przyznaję, że dyrektorowi Teatru W. Siemaszkowej w Rzeszowie – Janowi Nowarze i wszystkim osobom, które były zaangażowane w projekt TRANS/MISJI, udało się to bardzo dobrze. Poza ujętą w programie festiwalu możliwością uczestnictwa w oficjalnych jego wydarzeniach, każdego wieczoru, gdy kończyły się one przy scenie na dziedzińcu Teatru W. Siemaszkowej, można było przemieścić się do klubu festiwalowego TRANS/MISJI. A daleko nie było, bo praktycznie w tym samym budynku – w restauracji Parole Art Reataurant, która w trakcie festiwalu stała się towarzyskim zapleczem tego wydarzenia. Restauracja na co dzień działa w podziemiach budynku tego teatru, a w okresie letnim ze swoimi wygodnymi fotelikami, stolikami i parasolkami „rozlewa się” na dzieciniec za teatrem. I to właśnie tu, w atmosferze komfortu i luzu międzynarodowi artyści z Polski, Gruzji, Litwy i Ukrainy oraz wiele osób z publiczności, co wieczór gościli się kulinarnie i spędzali długie godziny na rozmowach o tym, co widzieli, jak to odebrali, czego im zabrakło, czego chcą więcej i smakowali to artystyczne wydarzenie. Czyż nie o taką wymianę myśli chodzi właśnie w kulturze spotkań? Czasem toczono tak interesujące dyskusje, że były one równie emocjonujące jak sztuki, które mogliśmy oglądać.

Sztuka rzeczywista, choć nienobliwa

Warto też zwrócić uwagę na zjawisko co prawda nie nowe, ale dodatkowo wzmacniające ową kulturę spotkań. Były to występy artystów na otwartej scenie „pod chmurką”, specjalnie zbudowanej na dziedzińcu Teatru W. Siemaszkowej. Na tegorocznych TRANS/MISJACH te otwarte występy zostały bardzo dobrze przyjęte. W większości były to koncerty lub spektakle o zabarwieniu koncertowym. Myślę jednak (i nie byłam w tym myśleniu osamotniona), że wystawienie tam nawet tak wielowymiarowego spektaklu, jak np. „Lwów nie oddamy” (oglądanego przez nas w zeszłym roku), także byłoby świetnie odebrane przez publiczność. Przeniesienie widowiska dramatycznego z nobliwego wnętrza teatru w przestrzeń naszego życia jeszcze bardziej ją urealnia i pozwala odebrać nam prezentowane treści w większym stopniu jako cześć rzeczywistości. Dla niektórych być może jest to dopisywanie ideologii ale mnie bardzo zgrabnie łączy się te kilka faktów w jeden trend kultury spotkań.

Być może scena na dziedzińcu teatru nie pojawiłaby się w trakcie tegorocznego festiwalu, gdyby nie fakt, że trwa właśnie przebudowa głównej sceny Teatru Siemaszkowej i żaden spektakl nie był przedstawianym we wnętrzu teatru. Publiczność miała okazję oglądać za to spektakle w różnych przestrzeniach Rzeszowa. Począwszy od sceny Teatru Maska, sceny WDK Rzeszów, sceny na rzeszowskim Rynku, poprzez rzeszowską Trasę Turystyczną, salę kina Zorza, a skończywszy właśnie na dziedzińcu Teatru W. Siemaszkowej.

Wykorzystanie sceny na zewnątrz teatru tak spodobało się widzom, że warto obecność tej sceny plenerowej przewidzieć już jako stały element, kolejnych edycjach tego wydarzenia.

Oddane pierwszeństwo na „wielkim festiwalu”

Remont głównej sceny teatru ukazał też inną stronę festiwalu. Były to pewne niedostatki techniczne i mniejsza oprawa sprzętowa. Organizatorzy pierwszeństwo musieli oddać gościom, a sami, jak to zwykle bywa w takich sytuacja, musieli trochę mniej „błyszczeć”. Taka ponoć jest rola gospodarza, by nie przyćmić towarzystwa, które się zaprasza. Może stąd wynikał pewien niedosyt, jaki widziałam u publiczności po przedstawieniach rzeszowskiego zespołu. Myślę jednak, że w kolejnych latach gospodarze mogą zaznaczyć swoją obecność nieco mocniej na organizowanym przez siebie festiwalu. Z pewnością usatysfakcjonuje to bardziej rzeszowską publiczność i wzbudzi jeszcze większe uznanie u naszych zagranicznych gości.

Jednak całościowe wrażenie po festiwalu jest dla mnie oszołamiające. Z rozmów i wrażeń podczas festiwalu dało się odczuć, że to wydarzenie na miarę „wielkich festiwali”. Ta aura wielu spektakli, spotkań artystów i widzów w całym mieście – na rynku, na 3 Maja, na dziedzińcu teatru… Miasto tym żyło. Chyba pierwszy raz w Rzeszowie tak szeroko poczułam atmosferę kultury… prawdziwej kultury. A restauracja Parole Art Reataurant urosła mi do rangi rzeszowskiej Piwnicy Pod Baranami, którą tak ciepło wspominam z Krakowa, a której wraz z klimatem spotkań miłośników sztuki tak bardzo brakowało mi w naszym mieście.

To daje nową jakość życia miasta. Pewne symptomy widziałam już w zeszłym roku. Publiczność już wtedy dopytywała, czy za rok mogą liczyć na podobne emocje i spotkania z ciekawą sztuką. Wygląda na to, że z roku na rok „apetyt” na kulturę i sztukę mieszkańców stolicy Podkarpacia coraz bardziej się zaostrza i staje się coraz bardziej wyrafinowany. Mimo trwającego lata i końcówki wakacji, wielu mieszkańców nadspodziewanie licznie uczestniczyło we wszystkich wydarzeniach.

Myślę, że wreszcie powstaje duża szansa na to, by dzięki takim inicjatywom, jak działania Teatru Wandy Siemaszkowej, wypromować inne postrzeganie życia kulturalnego w Rzeszowie. Mamy szansę przestać być widziani jako „festynowi”, „stadionowi”, a stać się jednym z ciekawszych miejsc kulturalnych na mapie Polski, które warto odwiedzić. Dlatego, że co roku pod koniec wakacji dziać się tu będzie kulturalnie coś interesującego i niepowtarzalnego, czyli międzynarodowy festiwal TRANS/MISJE.

Barbara Kędzierska

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4