Kto wygra, kto przegra? Pokazujemy obliczenia dla kandydatów z Podkarpacia

KATEGORIA: POLITYKA / 24 maja 2019

Grzegorz Braun [Fot. pochodzi z oficjalnego fanpage'a FB kandydata], Elżbieta Łukcijewska [Fot. pochodzi z oficjalnej strony www kandydatki], Marek Ustrobiński [Fot. Paweł Bialic].

Kto zostanie na Podkarpaciu posłem do Parlamentu Europejskiego. Ostateczny głos mają sami wyborcy, ale już teraz można pokusić się o przymiarkę, jakich reprezentantów będzie miała nasz region. A nietrudno to obliczyć.

Można przyjąć, że będzie to 3 posłów, choć ordynacja jest tak skomplikowana, że przy dużych różnicach we frekwencji w poszczególnych województwach może być to nawet o jeden mandat mniej lub więcej. Najpewniej będzie to jednak trzy.

Pierwszymi dwoma mandatami na pewno podzieli się dwóch gigantów sceny politycznej czyli PiS i PO. Szanse na wzięcie mandatu łatwo przeanalizować dla najgłówniejszych kandydatów.

Tomasz Poręba – TAK ! Dlaczego? Bo jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polityków Prawa i Sprawiedliwości – tak na Podkarpaciu jak i w Polsce. W poprzednich wyborach do PE uzyskał w regionie fenomenalny i rekordowy wynik 113 tysięcy głosów. Do tego teraz może dodatkowo poszczycić się olbrzymim sukcesem. To głównie dzięki niemu Polska wywalczyła możliwość budowy trasy S-19 finansowanej z budżetu unijnego.

Elżbieta Łukacijewska – TAK ! Dlaczego? Bo jest najbardziej rozpoznawalnym i czytelnym politykiem Platformy Obywatelskiej na Podkarpaciu. Jest poza tym stąd, a konkretnie z gminy Cisna w Bieszczadach. Najpierw przez dwie kadencje była krajową posłanka PO, a potem również przez dwie kadencje eurodeputowaną w Parlamencie Europejskim. W dotychczasowych wyborach do PE zagłosowało na nią najpierw 60 tys. wyborców, a następnie 42 tys. wyborców. Nie jest liderem listy, ale już zdarzyło się jej zdobyć mandat w takich okolicznościach.

Czesław Siekierski – NIE ! Dlaczego? Bo jest z PSL a do tego z zewnątrz województwa. Na Podkarpaciu ze świecą szukać kogoś, kto go kojarzy. Jego atutem jest pierwsza pozycja na liście Koalicji Europejskiej, ale PO już raz w 2009 wystawiła na „jedynce” Mariana Krzaklewskiego z Solidarności i nic mu to nie pomogło. Przeskoczyła go właśnie Łukacijewska. Typujemy, że teraz sytuacja się powtórzy. W poprzednich wyborach do PE na listę wszystkich kandydatów PSL na Podkarpaciu padło tylko 28 tys. głosów. Nie wróży to dobrego wyniku pojedynczemu Siekierskiemu. Do tego wielu zarzuca kandydatowi PSL brak wiarygodności. Startuje z koalicji prezentującej ostatnio wręcz skrajną politykę obyczajową, a on sam promuje się śpiewnikiem z modlitwami i pieśniami kościelnymi. Niewielu to „kupi”.

Marek Ustrobiński – NIE ! Dlaczego? Bo jego elektorat w przeważającej mierze mieszka w Rzeszowie. W regionie jest raczej mało rozpoznawalny. Atutem jego jest na pewno symboliczne namaszczenie przez prezydenta Rzeszowa, ale to nie wystarczy. Owszem, gdyby wszyscy z 51 tys. wyborców Tadeusza Ferenca z ubiegłorocznych wyborów samorządowych oddali głos na Ustrobińskiego, to miałby szanse. Ale to niemożliwe, bo ta nie-pisowska część elektoratu w Rzeszowie rozłoży teraz głosy na wielu kandydatów z listy Koalicji Europejskiej.

Komu natomiast przypadnie trzeci mandat z Podkarpacia? Do jego zdobycia wystarczy znacznie mniej głosów, niż do zdobycia dwóch pierwszych. Warunkiem jest posiadanie drugiego wyniku na zwycięskiej liście w regionie. Zapewne będzie nią jak zwykle lista Prawa i Sprawiedliwości. Ale tu rysują się dwie możliwości personalne – kto zdobędzie więcej?

Bogdan Rzońca – MOŻLIWE. Dlaczego? Bo jest głównym kandydatem PiS w południowej części okręgu. Od 20 lat bez przerwy wybierany jest z sukcesem przez wyborców – najpierw do samorządu (był marszałkiem województwa), później dwukrotnie do sejmu. Jako poseł uzyskiwał świetne wyniki. Ostatnio padło na niego 28 tys. głosów. Od początku kampanii mówi się o nim jako o pewniku do zdobycia drugiego wyniku na liście Prawa i Sprawiedliwości.

Ewa Leniart – MOŻLIWE. Dlaczego? Bo okazuje się, że przez 3 lata urzędowania jako wojewoda doskonale dała się poznać praktycznie w każdym zakątku województwa. Reprezentuje rząd w jego inwestycjach dla regionu, pomaga też w rozwiązywaniu różnych problemów społecznych. Jednym z ostatnich była skuteczna koordynacja (wraz z kuratorem wojewódzkim) wysiłków służących przeprowadzeniu egzaminów gimnazjalnych i maturalnych w trakcie strajku nauczycieli. Jest poza tym kobietą – to dla wielu przy urnach ma znaczenie.

Grzegorz Braun – TO BYŁABY NIESPODZIANKA. Dlaczego? Bo tylko teoretycznie kandydat z najlepszym wynikiem na liście „Konfederacja KORWiN Braun Liroy Narodowcy” może zabrać na Podkarpaciu ten ostatni mandat PiSowi. Braun jest jednym z liderów formacji i jego wynik na Podkarpaciu może być jednym z lepszych w kraju w ramach ich komitetu. Jednak warunkiem wzięcia mandatu musi być wyjątkowo wysoka frekwencja w naszym regionie i znacznie słabsza frekwencja na Mazowszu, w Małopolsce i w Lubelskim. Skomplikowana ordynacja powoduje, że jeśli Konfederacja w ogóle uzyska wynik krajowy pozwalający jej na udział w podziale mandatów (minimum 6-7 procent głosów), to uzyskają je kandydaci z największymi wynikami liczbowymi. Małopolska i Mazowsze są znacznie liczniejszymi okręgami wyborczymi i należy się spodziewać, że co najwyżej to tam kandydaci tej listy mogą mieć nadzieje na zdobycie najwyżej jednego lub dwóch mandatów w sumie.

Red.

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4