Nasze informacje: wybory prezydenckie zarządzi Trybunał Konstytucyjny?

KATEGORIA: POLITYKA / 4 maja 2020

Fot. źródło Kancelaria Prezydenta RP/Twitter

Podczas, gdy większość opinii publicznej zadaje sobie pytanie: sejm przegłosuje wybory korespondencyjne czy nie?…, to w tym czasie politycy rządzącej koalicji rozważają także nowe możliwe scenariusze. Wybory mogą być zatem inaczej zorganizowane i być może ważną rolę w tej sprawie będzie musiał odegrać Trybunał Konstytucyjny.

Plan „A” – kopertowy – możliwy ale ryzykowny

W wariancie, jeśli sejm przyjmie w tym tygodniu ustawę o wyborach korespondencyjnych, to ustawa ta nada marszałkowi sejmu również możliwość przeniesienia terminu wyborów zarządzonych, jak na razie, na 10 maja. Wtedy najpewniej zostaną one przeniesione na 23 maja. Jest to ostatni możliwy termin zgodny z kalendarzem wyborczym wyznaczonym przez konstytucję. Jednocześnie czas ten pozwoli właściwie przygotować proces głosowania korespondencyjnego. Zaletą takiego rozwiązania jest przede wszystkim szybkie wybrnięcie z pata politycznego, jaki zaistniał na szczytach władzy. Większość zgadza się też, że scenariusz ten nie stwarza dla nas zagrożenia zdrowotnego.

Jednak bunt środowiska Jarosława Gowina może pozostawić takie rozwiązanie tylko w teorii. Gowin na wybory korespondencyjne się zgadza ale chce je przesunąć o kilka miesięcy. Nie wiadomo tak do końca, jakie cele przyświecają Gowinowi w tak spektakularnej wolcie, bo nijak nie da się tu powiązać użycia kopert do głosowania z powstaniem poważnego zagrożenia epidemicznego. Jeśli po dzisiejszym zwróceniu przez senat ustawy o korespondencyjnych wyborach do sejmu, nie uda się w tym tygodniu przyjąć ustawy bezwzględną większością głosów (głosowanie prawdopodobnie we wtorek), to rządzący obóz będzie musiał podjąć inne działania. Zwłaszcza, że politycy Prawa i Sprawiedliwości dostrzegają także pewne słabsze strony wariantu wyborów korespondencyjnych.

Nastroje społeczne: znieść większość ograniczeń

Po pierwsze zaproponowana nowa procedura wyborów wstrząsnęła samym obozem rządowym. Postawa Gowina ociera się wręcz o jego wyjście z koalicji rządowej, a jej skutkiem może być rozpad jego kadłubowej partii „Porozumienie” i dalsze problemy koalicji. Po drugie korespondencyjny tryb wyborów staje się nowym pretekstem dla opozycji, aby przy minimalnych szansach na swoje zwycięstwo, podważać później mandat w nowej kadencji prezydenta. Kandydat PO Małgorzata Kidawa-Błońska już zapowiedziała, że zaskarży do sądu wyniki takich wyborów.

Jednak pojawia się i trzecia okoliczność. Część Polaków coraz bardziej chce poluzowania restrykcji anty-wirusowych. W ślad za tym cześć polityków Prawa i Sprawiedliwości nieoczekiwanie zaczęła się zastanawiać, że być może całe zamieszanie ze zmianą trybu wyborów było niepotrzebne i należało skupić się na wyborach tradycyjnych w ostatnim możliwym terminie czyli pod koniec maja.

Otóż początkowa panika społeczna związana z rozprzestrzenianiem się korona-wirusa coraz bardziej ustępuje bardziej wyważonym postawom. Okazało się, że przy obecnym poluzowaniu restrykcji Polacy w odpowiedzialny sposób korzystają ze sklepów, urzędów pocztowych, kościołów i innych miejsc użyteczności publicznej. Ponadto wybory uzupełniające z poprzedniej niedzieli przeprowadzone w kilkunastu gminach w kraju (z zastosowaniem środków odkażania jak w sklepach) nie wykazały, aby spowodowało to zwiększenie zakażeń w społecznościach lokalnych. Doświadczenia innych państw, np. Korei Południowej, też to potwierdziły.

Plan „B” – wkroczy Trybunał Konstytucyjny

W przypadku ewentualnego w tym tygodniu fiaska w sejmie ustawy o wyborach korespondencyjnych całkiem realne staje się zatem powrót do tradycyjnych wyborów przy urnach. Kluczem staje się jednak termin takich wyborów. Jak wspomniano, ostatni dopuszczony konstytucją termin wyborów w tej kadencji prezydenta to 23 maja. W praktyce jest to jednak 10 maja, gdyż marszałek sejmu Elżbieta Witek już zarządziła ten termin i tylko przyjęcie ustawy o wyborach korespondencyjnych nadałoby jej nowe uprawnienia do przesunięcia tego terminu o te dwa tygodnie. Nie ma jednocześnie możliwości organizacji wyborów 10 maja. Jedną z przyczyn, choć nie jedyną, jest niechęć części samorządów do przeprowadzenia wyborów w ogłoszonym terminie.

Kiedy zatem będzie można w zgodzie z prawem zorganizować wybory prezydenckie? Otóż Konstytucja RP nie przewidziała takiej możliwości. Każde rozwiązanie po 23 maja będzie niezgodne z prawem i potencjalnie narażone na unieważnienie przez sąd.

Niektórzy politycy Prawa i Sprawiedliwości mówią nieoficjalnie, że jedynym wyjściem może być zwrócenie się urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy do Trybunału Konstytucyjnego, aby ten stojąc w roli strażnika konstytucji sam ustalił procedurę wyborów. Trybunał zapewne zarządziłby wtedy wybory w najszybszym możliwym terminie i musiałyby one zostać przeprowadzone w tradycyjnym trybie przy urnach. Czy jednak znowu część partii politycznych nie sprzeciwiłaby się takiemu rozwiązaniu? To bardzo prawdopodobne. Stalibyśmy się wtedy świadkami kolejnych napięć politycznych, dlatego takie rozwiązanie również ma swoje słabe strony.

Plan „C” – opcja atomowa, czyli dymisja prezydenta

Jeśli przed 10 maja nie będzie przyjęta ustawa umożliwiająca przeprowadzenie wyborów w konstytucyjnym terminie, innym sprytnym wyjściem z sytuacji byłoby złożenie przez Andrzeja Dudę w tym tygodniu dobrowolnej dymisji z zajmowanego stanowiska. Wtedy przed formalnym terminem wyborów powstaje zupełnie nowa sytuacja prawna – obowiązki głowy państwa przejmie marszałek sejmu Elżbieta Witek, która na nowo może ogłosić termin wyborów, np. w czerwcu. Opcja ta wydaje się jednak dla rządzącego obozu zbyt radykalna. Dymisja prezydenta może być bowiem nie najlepiej odebrana wizerunkowo.

Plan „D” – zawieszenie demokracji i wolności obywateli?

Istnieje jeszcze czwarty plan dla wyborów, który forsuje opozycja. Jest nim przesunięcie wyborów o pół roku lub nawet o rok za pomocą wprowadzenia przez rząd stanu nadzwyczajnego. Konstytucja mówi o trzech takich stanach: stan klęski żywiołowej, stan wyjątkowy i stan wojenny.

Trzeba w tym wypadku zauważyć, że jest to rozwiązanie z wielu powodów wręcz groźne. Ekonomicznie jest niekorzystne dla państwa – o związanych z tym odszkodowaniach dla firm mówił już Jarosław Gowin. Ale ma ono swoje skutki także dla zwykłego życia ludzi. Stany nadzwyczajne tak naprawdę nie tylko zawieszają demokrację, ale mogą zawiesić także wiele wolności, choćby w funkcjonowaniu mediów i opinii publicznej.

Opozycja trochę nieroztropnie proponuje takie rozwiązanie. Można zrozumieć, że jest ono obecnie dla niej wygodne. Daje jej szansę, a przynajmniej nadzieję, że za rok przezwycięży swoje podziały i podreperuje dość słabe notowania wśród wyborców.

Jednak instrumentalne wprowadzanie stanów nadzwyczajnych tylko po to, by uzyskać wygodne cele polityczne wydaje się kardynalnym naruszeniem konstytucji. Co by opozycja powiedziała, gdyby to rządzący obóz Prawa i Sprawiedliwości miał słabe notowania, a to opozycja była o krok od zwycięstwa wyborczego i wtedy PiS wprowadziłby na rok stan nadzwyczajny, aby podreperować w tym czasie poparcie społeczne i pozostać przy władzy? Przecież to nic innego jak zwykły zamach stanu. Pozwolenie dziś na podobny precedens w przyszłości źle się skończy.

Miejmy nadzieję, że przeprowadzenie wyborów prezydenckich ’2020 będzie trudnym ale przeprowadzonym z sukcesem sprawdzianem naszej demokracji i wolności. Jest to też sprawdzian dla skuteczności i odpowiedzialności obecnego obozu rządzącego. Niekończące się zawirowania z wyborami będą ten obóz oczywiście osłabiały.

Szahin

#ZachowajmyBezpiecznyDystans podczas kontaktu z innymi

#dbajozdrowieinnych, tych którzy muszą pracować

#BadzmyRazemNaOdleglosc

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4