Marszałek oferował 750 zł podwyżki. Pielęgniarki wolą jednak 500 zł

KATEGORIA: ZDROWIE / 19 lipca 2018

Fot. Pixnio

Nieczęsto zdarza się sytuacja, gdy pracodawca oferuje większą podwyżkę, a strajkujący pracownicy upierają się przy mniejszej kwocie. Tak stało się w środę w czasie drugiej tury negocjacji dyrekcji Klinicznego Szpitala Wojewódzkiego nr 2 i marszałka województwa ze związkami zawodowymi reprezentującymi protestujące pielęgniarki. Obrotem sprawy zaskoczony miał być nawet doświadczony negocjator ustanowiony przez ministerstwo zdrowia w celu pomocy w wypracowaniu kompromisu.

Diabeł jak zawsze tkwił w szczegółach.

Pielęgniarki żądają 500 zł podwyżki od zaraz i to bezwarunkowo, tzn. bez względu na to, jak taka podwyżka mogłaby wpłynąć na kondycję finansowa szpitala. Nadmieńmy, że pielęgniarki rzeczywiście zarabiają niewiele i ich determinacja jest zrozumiała.

Zarząd województwa bardzo obawia się takiej bezwzględnej podwyżki, ponieważ szpital jeszcze na początku tego roku był na skraju bankructwa i dopiero wielkim wysiłkiem udało się rozpocząć restrukturyzację i uzyskać 500 mln zł kredytu pomocowego w Banku Gospodarstwa Krajowego na uratowanie placówki.

Marszałek województwa Władysław Ortyl przyznał w wyemitowanym wczoraj wywiadzie w TVP Rzeszów, że zarząd województwa zaoferował pielęgniarkom nawet większa podwyżkę, niż one chciały. Łącznie ich płaca miała wzrosnąć aż o 750 zł. Warunek był taki, aby podwyżka była rozpisana na półroczne raty – początkowo w formie dodatku do pensji, a dopiero stopniowo jako pensja zasadnicza. Całość rozłożona być miała na 3 lata, poczynając od pierwszej podwyżki we wrześniu tego roku. Miało to służyć sprawdzeniu, na ile kondycja wciąż rozchwianego finansowo szpitala wytrzyma takie wydatki.

Pielęgniarki miały odrzucić tą propozycję twierdząc, że oznaczałoby to dla nich pewne jedynie 250 zł podwyżki, podczas gdy reszta to tylko obietnice. Chcą spełnienia swoich początkowych postulatów.

Jeżeli rzeczywiście tak było, to być może związki zawodowe postąpiły zbyt pochopnie. Patrząc chłodno i bez emocji łatwo można zauważyć, że jeśli szpital udźwignąłby podwyżki proponowane przez marszałka w ciągu 3 lat, to pielęgniarki miałyby w portfelach dodatkowe 750 zł, a więc więcej niż same chciały. Jeśli natomiast, załóżmy, wymuszona na zarządzie województwa podwyżka 500 zł doprowadziłaby jednak do załamania finansów szpitala, to na nic się ona zda pielęgniarkom. Po roku, czy dwóch szpital będzie musiał pozwalniać teoretycznie zaspokojony dziś płacowo personel.

Nie zamierzamy brać w tym sporze którejkolwiek ze stron, ale zachodzi obawa, że w negocjacjach trochę brakuje doświadczenia, dyplomacji i świadomości, że warunkiem osiągnięcia sukcesu jest zawsze kompromis. A szkoda byłoby, bo każda ze stron tego sporu ma wiele racji.

Do tego pielęgniarki szybko tracą swój podstawowy atut. Większość społeczeństwa raczej rozumie ich absencyjny protest, ale powoli też widać, jak sympatia i współczucie ludzi słabnie waz z przedłużającą się formą protestu, na której tracą przede wszystkim pacjenci.

Jest też inne zagrożenie wynikające z dzisiejszej sytuacji. Obecne zamrożenie pracy szpitala nr 2 spowodowane nieobecnością personelu powoduje niewykonanie usług medycznych, za które NFZ przecież nie zapłaci. Każdy kolejny tydzień tego protestu to straty finansowe szpitala i w praktyce mniejsze szanse na spełnienie płacowych żądań pielęgniarek.

Z drugiej strony marszałek Ortyl chyba zbyt szybko zadeklarował we wczorajszym wywiadzie, że do propozycji podwyżki 750 zł rozłożonej na 3 lata nie ma już powrotu. Może obie strony powinny uspokoić emocje i w przyszły wtorek, gdy mają być wznowione negocjacje, jeszcze raz rozważyć wszystkie realne możliwości rozwiązania sytuacji bez stawiania uparcie na swoim.

Red.

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4