Rzeszowskie Lwy jadą w Polskę. Czy mają szansę na nagrody? WIDEO

KATEGORIA: KULTURA / 12 marca 2019

Już od dłuższego czasu przyzwyczailiśmy się, że na ulicach Rzeszowa, w kawiarniach, w marketach czy też w różnych firmach co rusz spotykamy się z obecnością młodych osób mówiących po polsku ale z wyraźnym, bardzo śpiewnym wschodnim akcentem. To oczywiście Ukraińcy szukający w naszym kraju wykształcenia, lepszych zarobków i szansy na nowy start w życiu. Zazwyczaj wzbudzają w nas sympatię ale wcale nie oznacza to, że przechodzimy do porządku dziennego nad trudną spuścizną wzajemnych relacji naszych dwóch narodów i tego, co wydarzyło się w tych relacjach kilkadziesiąt lat temu. Bądźmy szczerzy, z naszym optymistycznym nastawieniem do relacji z Ukraińcami bywa naprawdę różnie. Nie jest też tajemnicą, że z drugiej strony bywa podobnie.

Jak zasypać dzielące nas różnice, jak doprowadzić do uspokojenia wewnętrznego żalu w sytuacji, gdy obie strony patrzą na historię przez pryzmat emocji i świadomości wielu krzywd? A rozwiązanie tej sytuacji jest konieczne, aby budować dzisiaj nasze relacje z myślą o zupełnie nowych potrzebach i zagrożeniach, jakie obu naszym krajom niesie rzeczywistość, szczególnie ta wynikająca z naszego sąsiedztwa z Rosją. Próbę takiego nowego spojrzenia podjęli twórcy spektaklu „Lwów nie oddamy” wystawianego rzeszowskiej publiczności na deskach Teatru Wandy Siemaszkowej. Okazał się on hitem ostatnich miesięcy.

Już dawno nie widziałam sztuki, która tak odważnie podnosi sprawy stosunków polsko-ukraińskich, a jednocześnie jest próba spojrzenia na te stosunki przez pryzmat obu stron. Sztuki, która jest adresowana do przedstawicieli obu narodów i która pomaga każdej ze stron wytłumaczyć emocje i sposób myślenia tej drugiej strony. Tak przynajmniej było w założeniu reżyser Katarzyny Szyngiery. Oczywiście nie oznacza to, że widz musi się zgodzić z każdą wypowiedzianą kwestią, czy z każdym argumentem padającym ze sceny. To swojego rodzaju dyskusja ale pozwalająca przekraczać istniejące po obu stronach tabu i uprzedzenia.

Pomocą w osiągnięciu tego efektu było zaangażowanie do spektaklu zarówno aktorów polskich, jak i ukraińskich. Sztuka jest bardzo dynamiczna, co jest jej wielkim atutem. Ale co równie ważne, z założenia jest pozbawiona tego wielkiego dramatyzmu, którym zwykle ilustruje się ten temat. Porusza emocje, zmusza do refleksji, a jednocześnie nie brakuje w niej luzu, a nawet humoru.

Kiedy usłyszałam, że rzeszowski teatr zabrał się za realizację spektaklu o tej tematyce – przyznaję, byłam pełna obaw. Szczególnie obawiałam się, że będzie to kolejny pokaz ciężkich historycznych doświadczeń, które trawi się potem godzinami i ostatecznie odbija się to widzowi przygnębieniem i smutkiem. Do tego doszło jeszcze moje przekonanie, że w tym temacie nic mnie już nie może zaskoczyć, bo przecież wiem, co o nim myśleć. Okazało się jednak, że nie. Dobrze opowiedziany temat może zmusić do nieco innego myślenia, do zauważenia innych akcentów, do próby zrozumienia opinii kogoś innego, nam obcego.

Spektakl dokonuje w nas tego nie uciekając się do wątków arcy-kontrowersyjnych, nadużywania środków wyrazu i przekazu, wulgaryzmów, przesadnej nagości, czy też krwi lejącej się strumieniami po scenie. Jest lekki i z pewnym pieprzykiem. „Lwów nie oddamy” przynajmniej raz trzeba zobaczyć i przeżyć. I momentami też zirytować się ale i zaintrygować tym, gdzie kończy się scenariusz, a gdzie zaczyna improwizacja aktorów?

Jak już napisałam, sztuka dla wielu okazała się hitem. Warto przypomnieć, że wytrawni znawcy teatru, czyli dziennikarze akredytowani przy 5 edycji Festiwalu Nowego Teatru, postanowili bezdyskusyjnie docenić „Lwów nie oddamy” nagrodą dziennikarzy. Rzeszowska publiczność docenia go natomiast nieustannie wypełniając salę przy każdym granym spektaklu.

W najbliższym czasie spektakl wyrusza w Polskę, by zaprezentować się publiczności na innych festiwalach teatralnych. Czy wrócą do Rzeszowa z nagrodami? Tego nikt nam nie obieca ale z pewnością dla widzów w Polsce, będzie to sztuka, obok której nie można przejść obojętnie, a to już sukces i kto wie czy nie większy niż wszystkie nagrody, których oczywiście szczerze życzę spektaklowi „Lwów nie oddamy”.

Barbara Kędzierska

Kalendarz festiwalowy dla spektaklu „Lwów nie oddamy”:

14 kwietnia 2019 r. - pokaz sztuki w ramach 39. Warszawskich Spotkań Teatralnych.

12 maja 2019 r. - pokaz sztuki w ramach 54. Przeglądów Teatrów Małych Form KONTRAPUNKT 2019 w Szczecinie.

24 maja 2019 r. - pokaz sztuki w ramach 14. Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@aport w Gdyni.

9 czerwca 2019 r. - pokaz sztuki w ramach XII Spotkań Teatralnych Bliscy Nieznajomi na deskach Teatru Polskiego w Poznaniu.

A w nowym sezonie teatralnym 2019/2020 spektakl „Lwów nie oddamy” zaprezentuje się podczas trzeciej edycji Międzynarodowego Festiwalu "Kierunek Wschód". Festiwal ten, jest przeglądem teatralnym kultur wschodniego pogranicza Europy, wpisujący się w kolejny projekt Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku.

Spektakl „Lwów nie oddamy” miał swoją prapremierę w ramach pierwszej edycji Międzynarodowego Festiwalu Sztuk TRANS/MISJE odbywającego się pod koniec sierpnia 2018 r., w Rzeszowie.

Obsada: Oksana Czerkaszyna, Dagny Cipora, Małgorzata Machowska, Mateusz Mikoś, Piotr Mieczysław Napieraj, Robert Żurek, Jacek Sotomski (gitara)

Autor reportażu: Katarzyna Szyngiera, Mirosław Wlekły Video ze Lwowa: Miłosz Kasiura

Reżyseria: Katarzyna Szyngiera

Scenariusz: Katarzyna Szyngiera, Marcin Napiórkowski, Mirosław Wlekły

Scenografia: Przemysław Czepurko, Katarzyna Ożgo

Kostiumy: Ireneusz Zając

Inspicjent i sufler: Małgorzata Depta

Dramaturgia: Olga Maciupa

Światło: Michał Stajniak

Muzyka: Jacek Sotomski

Spektakl twa 110 min bez przerwy.

Najbliższy pokaz spektaklu w ramach repertuaru Teatru Wandy Siemaszkowej w Rzeszowie, na dużej scenie teatru 10 kwietnia w środę, o godz. 18.00.

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4