Mural z Ireną Sendlerową odsłonięty. Takich ludzi potrzeba także dziś

KATEGORIA: KULTURA / 8 września 2018

Fot. Michał Okrzeszowski

W piątek (7 września) uroczyście odsłonięto mural, który znalazł na ścianie budynku przy ul. Kopernika 18A. Praca przedstawia Irenę Sendler (1910 – 2008), która podczas okupacji niemieckiej uratowała z warszawskiego getta ponad 2500 żydowskich dzieci. Autorem projektu jest ceniony ilustrator i muralista Mateusz Kołek, a wykonawcą Kamil Kuzko, który wcześniej stworzył w Rzeszowie mural na cześć Freda Zinnemanna. Więcej na temat muralu poświęconego Sendlerowej pisaliśmy TUTAJ i TUTAJ.

- W dobie kreskówkowych bohaterów, osób, które za superbohaterów chciałyby uchodzić, warto zwrócić uwagę na takich ludzi, jak Irena Sendlerowa. Na osoby, które nigdy by o sobie w ten sposób nie powiedziały, a niewątpliwie na to miano zasługują - mówiła dr Anna Stróż – Pawłowska, dyrektor Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej, które było pomysłodawcą muralu. O tym, jak skromną osobą była Sendlerowa, mówił także Marek Michalak – rzecznik praw dziecka, który znał ją osobiście. – Pani Irena zawsze mówiła: „Nie róbcie ze mnie bohaterki. Robiłam tylko to, co każdy przyzwoity człowiek powinien zrobić. Jednak kiedy pytaliśmy ją, czy wszyscy to robili, to spuszczała głowę, a na jej twarzy pojawiał się rumieniec, nie wchodziła w ten temat dalej – wspominał.

Rzecznik zwracał uwagę, że dzisiaj szczególnie powinniśmy ją naśladować. - To nie jest tak, że cały świat jest wolny od wojny. Są ludzie, którzy potrzebują wsparcia. Są ludzie, którzy pukają do naszych drzwi, pukają do naszych granic, mówią o swoim nieszczęściu – mówił Marek Michalak, który niedawno w zniszczonym wojną syryjskim Aleppo otworzył placówkę dla dzieci imienia Ireny Sendlerowej.

- Kiedy z córką pani Ireny rozmawiamy, co dzisiaj robiłaby młoda Irena Sendlerowa, to jesteśmy pewni, że organizowałaby pomoc dla tych, których życiu także dzisiaj zagraża niebezpieczeństwo. Być może byłaby tam, być może organizowałaby korytarz humanitarny – stwierdził. Następnie zwrócił się do młodzieży z szkół średnich, która wraz z podkarpacką kurator oświaty Małgorzatą Rauch licznie przybyła na uroczystość. – W was jest wielka siła i nadzieja. Bądźcie jak Irena Sendlerowa – podsumował. To właśnie Marek Michalak był pomysłodawcą roku Ireny Sendlerowej.

Oprócz przyczyn zawodowych, dyrektor rzeszowskiego oddziału IPN dr Dariusz Iwaneczko miał także pewien osobisty powód, by zjawić się na uroczystości.

- Ten powód dotyczy mojej babci, która uratowała żydowskie dziecko. Dziecko, które jest dorosłym człowiekiem, żyje, ma się dobrze. Które mogło założyć własną rodzinę, rozwijać się, kształcić własne dzieci. Dzięki temu jednemu czynowi mojej babci i prababci. Moja obecność jest osobistym hołdem – mówił wzruszony dr Iwaneczko.

Janina Zgrzembska, córka Sendlerowej zwróciła uwagę, że mural poświęcony jest także wielu innym osobom, które ratowały Żydów. - Irena Sendlerowa sama by nic nie zrobiła. Przegląd historyczno – statystyczny mówi, że do uratowania jednego Żyda potrzeba było co najmniej 10 osób. Pomnóżmy tę liczbę przez 2500 – mówiła.

- Kochała cały świat, ludzi, dzieliła się z nimi, była uosobieniem słowa „społeczniczka” z prawdziwego zdarzenia, była ilustracją słowa „tolerancja” – wspominała matkę. Później, podczas rozmowy z dziennikarzem przyznała, że przez pewien czas Sendlerowa niechętnie wspominała wojnę.

- Wyszła z wojny z dużą traumą, wspominanie bardzo dużo ją kosztowało. W momencie, kiedy dostała medal „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata” w 1965 roku na pytanie moje i brata: skąd nagle ten medal? Skąd Izrael? mama musiała trochę opowiedzieć i tak jakoś rzucała od czasu do czasu jedno lub dwa zdania – opowiadała Janina Zgrzembska. - Kiedy dziewczynki amerykańskie zrobiły o niej spektakl, mama musiała zabrać głos. Później stała się osobą bardziej znaną. Sprzężenie zwrotne: dzięki amerykańskim dziewczynkom świat poznał historię Ireny Sendlerowej, a dzięki Irenie Sendlerowej świat poznał dziewczynki – stwierdziła pani Janina. Czy ona i brat byli zaskoczeni tym, czego dokonała mama?

- Zaskoczeni jak zaskoczeni. Wiedzieliśmy, że brała bardzo czynny udział w konspiracji w czasie II wojny światowej. Z tym, że na wszystkich ludzi, którzy przychodzili do mamy, ona zawsze mówiła: „znajomi z czasów wojny”. Wiadomo było, że tematu nie należy rozwijać, nie należy go zgłębiać, bo jest to przykre i smutne – wspominała córka bohaterki.

- Człowiek, który wymyślił zniszczenie narodów, musiał mieć niewyobrażalnie chory umysł – stwierdziła Janina Zgrzembska. Przy okazji odniosła się do rosnącej jej zdaniem w dzisiejszych czasach fali nacjonalizmu.

- Widać, że to się odradza. Czy to są ludzie, których niczego w domu nie nauczono, którzy nie przeczytali żadnej książki, którzy nie potrafią znaleźć śladów zniszczeń? Nie wiem, czy tych ludzi nie należy przypadkiem umieścić w jakimś odosobnieniu i tam pokazywać im autentyczne filmy z czasów wojny – stwierdziła dosadnie córka Ireny Sendlerowej.

Po odsłonięciu muralu, uroczystość przeniosła się do kina Zorza, gdzie wyświetlono film dokumentalny „Historia Ireny Sendlerowej”. Jego reżyser Andrzej Wolf przyznał, że montowanie scen z archiwalnych filmów, na których widać m.in. wrzucanie ciał żydowskich dzieci do dołu było dla niego i montażysty bardzo trudnym przeżyciem. Rozmowy z Irena Sendlerową sprawiły mu natomiast dużą przyjemność. – Moja babcia pochodziła ze zasymilowanej rodziny żydowskiej. Z tej rodziny wojnę przeżyła tylko ona i mój tata. Być może to był jeden z powodów, dzięki którym pani Irena potrafiła otworzyć się i opowiedzieć mi swoją historię – mówił po projekcji.

Kiedy przyszedł czas na zadawanie pytań, obecna na pokazie filmu młodzież szkół średnich przez długi czas milczała. – Dla mnie fantastyczna jest ta cisza, która panuje, i dziękuję wam za to – stwierdził Andrzej Wolf. Reżyser opowiedział także o mało znanym fakcie z życia Sendlerowej. - Tak zwane „Gruzinki” to był rodzaj kompletnie zdemoralizowanych dziewczyn, prostytutek po wojnie, które były w waszym wieku – mówił do młodzieży. – Wracały z wojny, nie miały rodziców. Narkotyzowały się, upijały, często były gwałcone. To wszystko się działo w gruzach, stąd nazwa. Pani Irena, która była odpowiedzialna za kształcenie sanitarne, po wojnie chodziła w te gruzy, wyciągała dziewczyny. Uratowała ich ponad 300. Zorganizowała dla nich miejsca w klasztorach, szkołach, internatach. Zadbała o ukończenie szkoły podstawowej, a później kursów, np. krawiectwa, fryzjerstwa – opowiadał twórca filmu. - To była osoba, która nie zostawiła ludzi bez pomocy – podsumował Andrzej Wolf.

Ceremonię odsłonięcia muralu oraz spotkanie z reżyserem filmu poprowadził Adam Głaczyński, dziennikarz Polskiego Radia Rzeszów. Podczas uroczystości obecny był także wiceprezydent Rzeszowa Stanisław Sienko.

Michał Okrzeszowski

Fot. Michał Okrzeszowski

Fot. Michał Okrzeszowski

Fot. Michał Okrzeszowski

Fot. Michał Okrzeszowski

Fot. Michał Okrzeszowski

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4