Jaka spuścizna po Januszu Sepiole? Nowa rola Biura Rozwoju Miasta? WYWIAD

KATEGORIA: RZESZÓW / 8 stycznia 2025

Robert Kultys, radny miasta Rzeszowa (PiS), z zawodu architekt.
Fot. Paweł Bialic

- Rozumiem, że prezydent Fijołek właśnie chce, aby nowy architekt miasta Rzeszowa był tylko takim urzędnikiem-koordynatorem… Siłą rzeczy w tak zmienionej strukturze większe znaczenie będzie odgrywać Biuro Rozwoju Miasta Rzeszowa - tak ostatnie zmiany wokół Biura Architekta Miasta Rzeszowa ocenia Robert Kultys, rzeszowski radny PiS, który szefuje Komisji Gospodarki Przestrzennej Rady Miasta Rzeszowa.

We wrześniu poprzedniego roku Rzeszów opuścił Janusz Sepioł, dotychczasowy architekt miasta, który zdecydował się kontynuować swoją karierę w Krakowie. Tymczasem od 1 stycznia tego roku doszło do zmiany nazwy Biura Architekta Miasta Rzeszowa, które stało się Biurem Architekta Miasta i Relacji Inwestorskich. Jednostka pod nową nazwą ma nieco zmienione kompetencje. Odtąd ma zajmować się m.in. koordynowaniem prac Biura Rozwoju Miasta Rzeszowa w zakresie opiniowania planów zagospodarowania przestrzennego oraz Wydziału Architektury w zakresie decyzji lokalizacyjnych i pozwoleń na budowę. Niedługo ma pojawić się też nowy jej dyrektor.

O zmianach w biurze architekta oraz wyzwaniach polityki przestrzennej rozmawiamy z szefem Komisji Gospodarki Przestrzennej w Radzie Miasta Rzeszowa, radnym Robertem Kultysem z Prawa i Sprawiedliwości, z zawodu architektem.

Karol Woliński: Jak Pan ocenia ostatnie zmiany wokół stanowiska architekta miasta? Od kilku miesięcy w zasadzie mamy wakat na tym stanowisku. Z drugiej strony prezydent Rzeszowa Konrad Fijołek początkiem tego roku wprowadził zmiany w sposobie funkcjonowania biura architekta. Czy te zmiany i zapowiadane powołanie nowego dyrektora tej jednostki wpłyną na porządkowanie przestrzeni w mieście?

Robert Kultys, radny i przewodniczący Komisji Gospodarki Przestrzennej w Radzie Miasta: Nie spodziewam się, żeby w tym zakresie dużo to zmieniło. Cztery lata temu wielu ludzi w Rzeszowie stworzyło sobie nadzieje, że powołanie architekta miasta rozwiąże nam nabrzmiałe problemy przestrzenne. Ale to było myślenie trochę życzeniowe. Bo przecież za działania miasta w sferze przestrzennej odpowiadają trzy jednostki: oprócz Biura Architekta Miasta także Wydział Architektury wydający wz-tki i pozwolenia na budowę, a także Biuro Rozwoju Miasta zajmujące się planowaniem przestrzennym. Kompetencje między tego rodzaju jednostkami w różnych miastach są układane różnie, w niektórych miastach w ogóle np. nie ma architekta miasta, a na czele tych jednostek i tak stoi prezydent i to od niego zależą ostateczne decyzje. Stąd to nie tyle samo powołanie architekta miasta, ale realna chęć władzy w mieście i podległych jej urzędników do uporządkowania przestrzeni jest warunkiem niezbędnym dla zapewnienia dobrej przestrzeni.

K.W.: To jak można ocenić efekty działań wszystkich tych jednostek przez ostatnie cztery lata w Rzeszowie, odkąd prezydentem przestał być Tadeusz Ferenc, a potem jeszcze wprowadzono funkcję architekta miasta?

R.K.: Trzeba przyznać, że w tym czasie Biuro Rozwoju Miasta podjęło olbrzymie wyzwanie i zdołało przygotować nowe studium dla Rzeszowa, bo poprzednie, po latach chaosu przestrzennego w mieście, nie nadawało się już jako podstawa do opracowania planów miejscowych. Rada miasta uchwaliła to nowe studium w 2023 r. Teraz z kolei Biuro skupia się na przygotowaniu planu ogólnego dla całego miasta, który po uchwaleniu, najprawdopodobniej pod koniec tego roku, ma zastąpić studium. To działania wręcz niezbędne, aby móc porządkować i regulować przestrzeń za pomocą lokalnych planów miejscowych.

Niestety, jednocześnie na kilku polach miasto wyraźnie sobie odpuściło uporządkowanie przestrzeni. Weźmy choćby teren przy ul. Podwisłocze, od Mostu Zamkowego na południe aż do sklepu Lidl i szeregówek. Od sześciu lat, odkąd pojawiło się zainteresowanie inwestorów tym terenem, domagam się, żeby miasto opracowało tu plan miejscowy, bo inaczej kolejne inwestycje będą powstawały w oparciu o wyrywkowo wydane wz-ki. Pierwsze efekty tuż przy Moście Zamkowym już widzimy. W końcu zaproponowałem, żeby miasto opracowało przynajmniej makietę urbanistyczną, jak mogłaby w tym terenie spójnie wyglądać przyszła zabudowa, by ta makieta była jakimś odniesieniem przy wydawaniu wz-ek. Kolejny rok minął, a miasto się tym nie zajęło. Trudno mi nie ocenić tego mianem porażki.

K.W.: Jakie jeszcze widzi Pan porażki przestrzenne?

R.K.: Mało konsekwentne są też działania miasta w celu przygotowania dużych terenów rekreacyjnych między osiedlami Biała, Zalesie i Matysówka. Jest tam kilkadziesiąt, jeśli nie ponad setka hektarów dzikich lasów i zarośli, które w znacznej części można by przekształcić w park. Przecież modne teraz parki kieszonkowe nie zapewnią mieszkańcom rekreacji. Biuro Rozwoju tylko na niewielkiej części tego terenu przygotowało plan miejscowy, który rada miasta uchwaliła. Ale kolejne niezbędne działania idą niemrawo: wykupienie niezbędnych działek prywatnych, określenie docelowej roli tzw. stoku narciarskiego w Matysówce, pytanie czy całość tego stoku musi być zielenią publiczną, do tego zapewnienie powiązań komunikacyjnych pomiędzy poszczególnymi kompleksami zadrzewień, bo w wielu miejscach postępuje tu zabudowa, wreszcie zapewnienie rzeszowianom dojazdu do tych terenów ulicą Spacerową, bo dziś jest ona jednym wielkim wstydem. To oczywiście wymagania adresowane nie tylko do wymienionych jednostek nadzorujących architekturę, ale także do samego budżetu miasta, który musi zapewnić odpowiednie środki. Na razie więc możemy mówić jedynie o pomyśle terenów rekreacyjnych, z którego realizacją jest słabo.

K.W.: A jak w tych wszystkich działaniach wyglądała aktywność Biura Architekta Miasta? Czy w ciągu tych trzech lat Janusz Sepioł jakoś wpłynął na politykę przestrzenną Rzeszowa?

R.K.: Możliwości jego wpływu na przestrzeń były zbieżne z kompetencjami, które zostały mu przydzielone, a że nie były one zbyt duże, to i nie należało się spodziewać zbyt wielkich efektów. Niewątpliwie na plus należy mu zaliczyć przygotowanie i doprowadzenie do rozstrzygnięcia konkursu na Aulę Miejską koło ratusza. I mówię to, choć wiem, że zaraz sprowokuję głosy, że wybrany projekt wielu osobom się nie podoba.

K.W.: A czy ten wybór nie był kontrowersyjny?

R.K.: Jeśli chcemy oceniać wizualizacje opublikowane po konkursie, to rzeczywiście sprawiały one wrażenie słabych. Weźmy jednak pod uwagę, że ich autorzy użyli języka wizualnego zrozumiałego dla ludzi z branży, ale niekoniecznie dla przeciętnego, nawet zainteresowanego architekturą odbiorcy. Gdyby wizualizacje były zaprezentowane w konwencji kolorowych zdjęć, wzbogaconych o piękne niebo z chmurami i zmysłową zieleń, a nawet o atrakcyjne samochody i przechodniów na pierwszym planie, albo jeszcze lepiej – w świetle wieczoru z rozświetlonymi oknami i przyciemnionym niebem – tak jak było to w przypadku innych projektów – to wtedy oceny widzów mogłyby być inne. Musimy zrozumieć specyfikę takich konkursów. Wizualizacje często mogą zakłamywać wartość projektu, zarówno na plus jak i na minus. Dlatego w przypadku wybranej pracy na aulę nie chcę jej dziś oceniać, wolę poczekać na przygotowanie gotowego projektu.

Janusz Sepioł, były architekt miasta Rzeszowa.
Paweł Bialic

K.W.: A czy nie ma Pan wrażenia, że władze miasta i sam Janusz Sepioł niezbyt przekonywująco włączyli się w dyskusję po tym konkursie? Za każdym razem, gdy w przestrzeni publicznej pojawia się temat auli i jej wizualizacja, od razu pojawiają się krytyczne komentarze.

R.K.: Na pewno zabrakło komunikacji z mieszkańcami w tym zakresie, tak jakby prezydent Fijołek sam był zaskoczony wyborem dokonanym przez jury. Myślę też, że to lekcja na przyszłość przy okazji organizowania następnych konkursów. Jury powinno zadbać, aby ich wybór przekonująco wytłumaczyć nie tylko entuzjastom architektury, ale też mieszkańcom mniej zainteresowanym tą dziedziną. W czasie dyskusji pokonkursowej, a także potem w siedzibie SARP padło wiele ciekawych argumentów w sprawie projektu Auli Miejskiej. Niestety usłyszało je co najwyżej kilkadziesiąt osób.

K.W.: To co teraz po Januszu Sepiole? Pojawiają się informacje, że nowy dyrektor biura architekta ma być powołany nie na zasadzie otwartego konkursu, ale spośród pracowników Urzędu Miasta Rzeszowa. Zapewne nie będzie to tak mocne nazwisko jak Janusz Sepioł, który był uznanym urbanistą w dodatku z bogatą przeszłością w polityce i samorządzie. To dobry pomysł?

R.K.: Rozumiem to tak, że prezydent Fijołek właśnie chce, aby nowy architekt był tylko takim urzędnikiem-koordynatorem, do tego takim, który podlega jednemu z jego zastępców. Widocznie tak chce widzieć tą funkcję. Siłą rzeczy w tak zmienionej strukturze większe znaczenie będzie odgrywać Biuro Rozwoju Miasta Rzeszowa i to od niego będziemy zapewne wymagać podejmowania głównych decyzji podnoszących jakość przestrzeni w Rzeszowie.

Rozmawiał Karol Woliński

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4