Jak nie powódź to susza. Trzeba działać, a radni w ratuszu na to: Poczekamy

KATEGORIA: MIESZKAŃCY / 5 lipca 2019

Wyschnięty Wisłok latem – zdjęcie z archiwum portalu TWiNN.pl

Eksperci od kilku lat ostrzegają: „Zmiany klimatyczne są już widoczne w naszym życiu, w wielu miejscach kraju coraz bardziej brakuje wody pitnej, jeśli nie podejmie się odpowiednich działań, polskie miasta mogą mieć latem problemy z zapewnieniem wody mieszkańcom”. W czerwcu tego roku taka dramatyczna sytuacja już wystąpiła w Skierniewicach. Inne miasta w tym samym czasie pod karą wysokiej grzywny zakazały podlewania trawników i napełniania basenów. W stolicy Podkarpacia wystarczy obserwować od kilku lat poziom wysychającego Wisłoka, aby zrozumieć, że przytoczone sytuacje zagrażają również rzeszowianom.

Miesiąc temu pojawił się w Rzeszowie pomysł, aby miasto uruchomiło program dopłat ze swojego budżetu do montażu przez mieszkańców przydomowych instalacji gromadzących wodę deszczową. Program miałby zachęcić rzeszowian, spółdzielnie mieszkaniowe i firmy do wbudowania na swoich działkach podziemnych zbiorników na deszczówkę i do wykorzystywania jej użytkowo przy swoich budynkach. Szczególnie w miesiącach letnich odciążyłoby to system pobierania wody z Wisłoka do sieci wodociągowej. Średniej wielkości taka instalacja kosztuje w granicach 8 tys. złotych, a dopłata ze strony miasta miałaby wynosić około 50 procent tej kwoty. Rocznie program ten miałby kosztować budżet miasta od 500 do 800 tys. złotych. Pomysł powyższy autorstwa radnych Prawa i Sprawiedliwości trafił w formie projektu uchwały pod obrady rady miasta ale tam utknął.

Schemat instalacji tzw. małej retencji.

Niektórym radnym (głównie z PO i SLD) nie spodobała się inicjatywa zgłoszona przez PiS. „Jesteśmy przeciwni angażowaniu budżetu miasta w dopłaty dla prywatnych podmiotów.” „Niech rząd i marszałek zajmą się tą sprawą.” „Nic się nie stanie, jak poczekamy kilka lat”. To argumenty, które padały z ich strony w toku dyskusji nad projektem programu małej retencji.

Niechęć radnych z koalicji prezydenta miasta do projektu PiS jest o tyle dziwna, że podobne programy z powodzeniem zaczęły funkcjonować w wielu innych miastach Polski i to tych zarządzanych przez PO. Finansowanie retencjonowania wód deszczowych wprowadzono już w Krakowie, Wrocławiu, czy Bydgoszczy.

Najlepiej czekać na rząd i Unię?

Jeden z wnioskodawców tego pomysłu w Rzeszowie – Marcin Fijołek z PiS – tak komentuje zaistniałą sytuację: „Zapewne główną wadą projektu małej retencji w naszym mieście jest to, że został on zgłoszony przez Prawo i Sprawiedliwość. Dla radnych PO i SLD jest to widocznie powód, aby zamiast podjąć temat ponad podziałami partyjnymi, odbijać piłeczkę i zrzucać nasz miejski problem na marszałka i rząd.”

Radni proprezydenckiej koalicji w mieście w odpowiedzi na inicjatywę PiS zgłosili własny projekt uchwały. Z jednej strony dostrzegają w nim „potrzebę utworzenia samorządowego programu dopłat do instalacji przydomowych zbiorników na wodę deszczową”. Zaraz potem jednak kierunkują finansowanie tego programu poza Rzeszów i zwracają się „do Samorządu Województwa Podkarpackiego oraz do Ministra właściwego do spraw rozwoju regionalnego o wpisanie samorządowego programu dopłat do instalacji przydomowych zbiorników na wodę deszczową do umowy partnerstwa oraz do stosownych programów operacyjnych w ramach perspektywy finansowej UE na lata 2021-2027.”

Problem jednak w tym, że takie dofinansowanie, a co za tym idzie realizacja projektu są „palcem po wodzie pisane”. Na razie nie ma nawet ustalonego budżetu na nowa kadencję. Nie ma też ustalonych obszarów problemowych, które będą przeznaczone do finansowania. Daleko przed nami konstruowanie wniosków i rozstrzyganie konkursów. Nie wiadomo zatem, czy w ogóle rzeszowski projekt miałaby szansę na dofinansowanie. A jeśli nawet tak, to jego realizacja przeciągnęłaby się na lata po 2023 roku. Na ostatek wreszcie trzeba zauważyć, że program małej retencji nie jest aż tak kapitałochłonnych (przypomnijmy – to kilkaset tysięcy rocznie), aby miasto koniecznie szukało dofinansowania unijnego, jak w przypadku wielomilionowych projektów.

Problem doceniają ci, którzy doświadczyli także podtopień

Dodajmy, że gromadzenie w przydomowych zbiornikach praktycznie bezpłatnej wody deszczowej jest sposobem nie tylko na oszczędzanie wody pitnej z wodociągów. Zapobiega ono również podtopieniom i przepełnianiu się cieków wodnych w czasie gwałtownych dreszczów, które również stają się cechą zmieniającego się w Polsce klimatu. Majowe ulewy w Rzeszowie pokazały, jak dramatyczne może być to dla niektórych części miasta.

Krystyna Stachowska, radna z klubu „Rozwoju Rzeszowa” w odróżnieniu od swoich klubowych kolegów w dyskusji wykazała wolę rzeczowego podejścia do projektu PiS: „Na osiedlu Matysówka, gdzie mieszkam, domy buduje się w olbrzymim tempie, a kanalizacji deszczowej nie ma. Z roku na rok wody opadowe zagrażają osiedlu coraz bardziej, niedawno zalana była cała główna ulica osiedla. Dlatego nie można czekać kolejnych lat i pomysł radnych PiS należałoby wprowadzić na podobnie zagrożonych osiedlach już od przyszłego roku.”

Czy w sprawie zagospodarowania wód opadowych w Rzeszowie zwycięży zdroworozsądkowe podejście, czy może jednak radni będą spierali się na antypatie partyjnie? O tym przekonamy się na najbliższej sesji rady miasta we wtorek. Wtedy będą rozpatrywane oba projekty – PiS mający być wprowadzony od przyszłego roku, oraz PO i SLD mający być wprowadzony… jak Unia Europejska zdecyduje się za to zapłacić.

Wojciech Młocki

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4