„Ułaskawienie” wchodzi do kin. Ten film potrafi powalić widza na kolana

KATEGORIA: KULTURA / 23 lutego 2019

W środę, 20 lutego miała miejsce w Rzeszowie prapremiera filmu Jana Jakuba Kolskiego „UŁASKAWIENIE”. Na pokaz do kina „ZORZA” i na późniejsze spotkanie z widzami przybył osobiście reżyser filmu. To podkreśliło wagę wydarzenia.

Przyznam, że już bardzo dawno żaden film nie spowodował we mnie tak głębokiego przeżycia. Wyszłam z kina w przekonaniu, że Kolski stworzył ponadczasowe dzieło. Powodów tego było kilka, a na pewno nie było to zachwycenie się częstą w tego typu sytuacjach powierzchowną efektownością filmu.

„Ułaskawienie” rozgrywa się w trudnej rzeczywistości Polski zaraz po II wojnie światowej. I początkowo trochę nieufnie podeszłam do takiego umiejscowienia akcji. Tym razem jakoś nie miałam nastroju na cofanie się do tamtej historii. Ale nie! Okazało się, że Kolski wykorzystał ją głównie jako osnowę do opowiedzenia czegoś znacznie ważniejszego. Film opowiada o ponadczasowym dylemacie człowieka i o jego próbie zmierzenia się z nim.

Zdarza się, że tragicznie ginie nam najbliższy członek rodziny, człowiekowi przychodzi zderzyć się wtedy z faktem śmierci zwykle podświadomie wypieranym z naszego codziennego myślenia, ogarnia nas rozpacz i próbujemy pogodzić się z czyimś odejściem. Każdy wcześniej czy później tego doświadcza. Dopiero wtedy zaczynamy zastanawiać się, co dalej, co to zmienia w naszym życiu, jak to udźwignąć?

W filmie „Ułaskawienie” doświadczenie to dodatkowo potęgowane jest przez okrutne okoliczności, z jakimi przychodzi się zmierzyć bohaterom. Dwojgu rodzicom strasznie doświadczonym przez wojnę dodatkowo jeszcze zamordowano syna. Ale nienawiść ściga ich dziecko nawet po śmierci. Tak rozpoczyna się podróż rodziców z trumną przez Polskę, aby chociaż uchronić ciało syna przed zemstą. Ta wędrówka będzie dla nich najcięższym wyzwaniem i próbą, bo to także podróż do wnętrza siebie, do doświadczeń z całego życia i sięgnięcie do najciemniejszych niekiedy własnych emocji. Ta przedłużająca się żałoba bohaterów ma w sobie coś z cierpienia Prometeusza, któremu po uwięzieniu przez bogów codziennie przelatujący sęp wyrywał kawałek wątroby, która również codziennie mu odrastała.

Autentyczność filmu jest tym większa, że Kolski tak naprawdę opowiada nam swoją historię rodzinną, a konkretnie historię swojego dziadka i babci. Dreszcz mnie przechodził w czasie seansu, gdy miałam świadomość, że ktoś kiedyś naprawdę to przeżywał, a teraz wnuk tych ludzi opowiada nam to tak szczerze do bólu. To ta opowieść powodowała, że widz tak bardzo namacalnie dotyka życia. Wręcz przekonuje się, czym jest, czy też – czym może być życie. Uświadamia sobie, jakie dramaty mogą nas spotkać i czy nasza wrażliwość może sobie z nimi poradzić. Bo przecież mimo pokoju, dobrobytu i tego wszystkiego, czym możemy cieszyć się na co dzień, każdemu z nas nagle przysłowiowo świat może zawalić się na głowę.

Ale rozwój opowiadanej w „Ułaskawieniu” historii bardzo zaskakuje. Jestem niepokornym widzem, który jest zniechęcony tym, co obecnie serwuje kino. Jestem zwykle pewna, że nic mnie nie zaskoczy, że znam i widziałam już te emocje, że wiem, jak film może się skończyć. Sztuka filmowa dla wielu stała się przewidywalna. Jednak nie tym razem. Historia opowiedziana przez Kolskiego nagle zbacza na takie tory, których się nie spodziewałam. Zakończenie filmu zaskoczyło mnie jeszcze bardziej, niż finał innego dzieła Kolskiego – „Jasminum”. Nie chce Państwu zdradzać szczegółów. Warto samemu przeżyć to zaskoczenie końcówką filmu.

Jan Jakub Kolski w obiektywie Pawła Bialica

Film „Ułaskawienie” przeszył mnie jakąś rozedrganą i niepokojącą emocją, wzbudził na przemian gniew ale i spokój, zmęczył ale i przyniósł ulgę. Jednak najważniejsze, co Kolski pokazał, to że nawet w obliczu bezlitosnego świata i w obliczu najokrutniejszych prób życiowych, człowiek potrafi odnaleźć w sobie szlachetne cechy i przejawiać względem innych bezinteresowne poświęcenie. Czyż to nie taka postawa – właśnie wbrew dramatom i przykrym doświadczeniom – czyni z nas „najbardziej boskie stworzenia”? Pozwolił mi to zrozumieć człowiek, który, jak sam przyznał, osobiście buntuje się, szuka i nawet nie jest pewien, czy ktoś taki jak Bóg istnieje. Kolski szczerze przyznał: „czuje potrzebę uzyskania na to dowodu”… A ja sobie tak pomyślałam, że właśnie takie historie, jaką on nam opowiedział, są na to takim dowodem.

Jan Jakub Kolski stworzył film wart zobaczenia, ale też wart przemyślenia, wart tych prawie dwóch godzin, które mijają jak mgnienie oka. Stworzył film, który w morzu zwykłego kinowego efekciarstwa wreszcie daje człowiekowi coś wartościowego. Film jest poważny i mocno refleksyjny, nie brak mu jednak także pewnego humoru, którego lekki uśmiech, jak to w życiu, często potrafi przewijać się pośród dramatów. Widz to w filmie doskonale odczuwa. Obraz Kolskiego trzeba zobaczyć nawet na przekór myślom, że „to nie jest kino dla mnie”.

Od piątku, 22 lutego widzowie w Rzeszowie i w całej Polsce mają okazję oglądać film na ekranach kin.

Barbara Kędzierska

Fot. Paweł Bialic

Fot. Paweł Bialic

Fot. Paweł Bialic

Fot. Paweł Bialic

Fot. Paweł Bialic

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4