Hub - Rzeszów, czyli nowa sieć miast o dużej randze. Jak prześpimy, zyska Lwów

KATEGORIA: POLITYKA / 2 lipca 2023

Fot. Maciej Terpiński

Rozmowa z Robertem Kultysem, architektem, radnym PiS, przewodniczącym Komisji Gospodarki Przestrzennej Rady Miasta Rzeszowa.

Barbara Kędzierska: Wszyscy chyba podskórnie czujemy, że od zeszłego roku, wraz z intensyfikacją wydarzeń na Ukrainie Rzeszów dostał swoje przysłowiowe 5 minut rozwoju. Czy miasto właściwie wykorzystuje tę szansę?

Robert Kultys: Trzeba przyznać, że w Rzeszowie bardzo dużo się dzieje w związku z organizowaniem pomocy Ukrainie. Lotnisko w Jasionce też zyskało całkiem nową rangę. I niewątpliwie rzeszowski ratusz i urząd miejski mają wielki udział w tych zjawiskach. Ale wydaje się jednocześnie, że władze miasta swoimi działaniami bardziej odpowiada na sytuację, np. humanitarną, a mniej same kreują spójne mechanizmy rozwojowe miasta, które mogłyby wykorzystać ten wielki ruch przez Rzeszów na trasie Zachód-Ukraina. Na przykład obowiązująca strategia rozwoju miasta całkowicie nie bierze pod uwagę silnego wzrostu liczby mieszkańców spowodowanego migracją do grubo ponad 200 tysięcy. Nie ma też w niej opracowania kierunków rozwoju miasta w związku ze spodziewanym międzynarodowym ruchem odbudowy Ukrainy. Te ustalenia powinny zmienić się już w tamtym roku. W ślad za tym także inne dokumenty miasta w niewystarczającym stopniu odpowiadają na rysujące się szanse. Zwłaszcza, że tak wielkie uwarunkowania zewnętrzne tworzą dla Rzeszowa nie tylko szanse, ale i wyzwania czy zagrożenia, na które trzeba odpowiedzieć łącznie.

B.K.: Jak w takim razie można krótko opisać sytuację Rzeszowa?

Robert Kultys: Taka analiza na pewno powinna być głębsza, ale już dziś można powiedzieć, że jest jedna okoliczność, która ponadczasowo bardzo działa na korzyść Rzeszowa, ale jest też jedna, która jest dla Rzeszowa poważnym wyzwaniem, wręcz zagrożeniem. Zaczynając od pozytywów, to na korzyść Rzeszowa działa jego pomostowe położenie między Europą a Ukrainą umożliwiające miastu kumulowanie przepływów ludzi i towarów. Jednak tu nie chodzi tylko o to, że mamy lotnisko i autostradę. Położenie Rzeszowa ma po prostu charakter węzłowy. W pełni można to zrozumieć analizując sieć powiązań funkcjonalnych największych miast w Polsce. Warto się nad nią chwilę zatrzymać, bo ujawnia ona szanse ale właśnie i zagrożenia stojące przed Rzeszowem.

B.K.: Na czym ta sieć powiązań polega?

Robert Kultys: Polska przestrzeń osadnicza od wieków rozwijała się w trójkącie głównych traktów między Pragą, Gdańskiem i Lwowem. Biegły one dalej na Ruś, do Niemiec południowych i do Skandynawii. Już w średniowieczu wewnątrz tego trójkąta ukształtował się dość regularny sześciokąt obejmujący pierwsze stolice państwa: Poznań, Wrocław, Kraków, Sandomierz, a także Warszawę i Toruń. Wreszcie w centrum tego układu ukształtowała się Łódź.

Ale w międzyczasie stało się coś ważnego, jedno z tych miast węzłowych będące już wtedy stolicą województwa, Sandomierz oraz trakty przez niego wiodące, nagle zaczęły tracić na znaczeniu. W ich miejsce od czasów króla Kazimierza Wielkiego wzmocniły się za to kierunki Kraków-Warszawa, Warszawa-Lwów z Lublinem na trasie i przede wszystkim Kraków-Lwów z Rzeszowem i Przemyślem na trasie. I właśnie odtąd położenie Rzeszowa zaczęło się liczyć.

B.K.: No to dlaczego Rzeszów do dziś nie dorównał choćby Lublinowi czy innym miastom tego sześciokąta?

Robert Kultys: A no właśnie. W Polsce przedrozbiorowej Rzeszów był miastem prywatnym, więc z przyczyn ustrojowych zawsze pozostawał w cieniu królewskiego Przemyśla, mimo iż to Rzeszów był lepiej położony, bo niemalże pośrodku między Krakowem i Lwowem, tu też było bliżej traktem na Węgry przez przełęcz dukielską. Dopiero od połowy XX wieku Rzeszów zaczął przeganiać Przemyśl, ale to już z powodu przebiegu nowej granicy państwa, która teraz jest tak blisko Przemyśla, że nie jest on w stanie wypełnić funkcji węzłowej.

B.K.: Czy to oznacza, że Rzeszów ma przed sobą wielki rozwój?

Robert Kultys: Możliwe, ale to się samo nie stanie. Przykład Sandomierza pokazuje, że nawet doskonałe położenie może zostać niewykorzystane. Przez ostatnie dziesięciolecia Rzeszów okrzepł jako miasto wojewódzkie natomiast jego potencjał ekonomiczny wciąż jest jeszcze niewielki. Nawet mimo to, że od ponad roku wokół Rzeszowa rozwija się hub logistyczny niespotykanego wcześniej przerzutu towarów na Ukrainę, a nasze miasto coraz częściej odwiedzają głowy państw uczestnicząc w wydarzeniach związanych z kontaktami z Ukrainą. Nawet chyba zbyt łatwo zadawalamy się tylko tą sławą, podczas gdy miastu potrzebne są trwałe zjawiska gospodarcze i inwestycje zewnętrzne. Samoloty lądują i startują, tranzyt tirów ma tu swoje przystanki, ale akurat te funkcje miasta bardzo łatwo można przenieść gdzieś indziej, gdy tylko koniunktura się zmieni. Żeby miasto stało się trwałym wezłem-hubem, musi się w nim stworzyć cała sieć zaplecza dla biznesu, dla dużych graczy międzynarodowych z Zachodu i z Ukrainy, tak aby mogli poczuć, że właśnie tu na stałe będą się krzyżowały przepływy ludzi, kapitału i technologii. Tymczasem jak na razie duże firmy międzynarodowe wciąż wolą inwestować na zachodzie Polski.

Fot. Maciej Terpiński

B.K.: Ale przecież w Rzeszowie pojawiła się filia Boeinga, zapowiadane są też inne firmy.

Robert Kultys: Tak, to bardzo dobrze, ale mam wrażenie, że one pojawiają się bardziej jakby chciały zaznaczyć tu swoją obecność, a ich inwestycje są niezbyt wysokie. Dla porównania Intel pod Wrocławiem buduje fabrykę procesorów za 4,6 miliarda dolarów. Żeby jeszcze bardziej pokazać skalę zjawisk, to ten sam Intel buduje 2 podobne fabryki w Niemczech i Irlandii ale każda po około 25 miliardów dolarów. A jakiej wartości inwestycje Rzeszów ściągnął w ostatnich paru latach? To są przecież malutkie ułamki tamtych przepływów kapitałów. Jeśli miastu nie uda się stworzyć mechanizmów, aby przyciągnąć do Rzeszowa dużych graczy z Europy ale i z Ukrainy i to z poważnymi inwestycjami obliczonymi na długie lata, to możemy pozostać, mówiąc obrazowo, dużym skrzyżowaniem z ruchem tirów, przy którym gospodarka miejscowa nadal będzie miała charakter niezbyt intensywny.

B.K.: Czy to z tym związany jest program Hub-Rzeszów, który z wniosku waszego klubu radnych przyjęła ostatnio do realizacji Rada Miasta Rzeszowa wraz z prezydentem Rzeszowa?

Robert Kultys: Tak. Proponujemy powstanie programu pod nazwą Hub-Rzeszów, który obejmie pilne działania na wielu polach, od polityki przestrzennej i zachęt inwestycyjnych po zmiany transportu publicznego oraz tworzenie atrakcji turystyczno-rozrywkowych. To oczywiście powinno być poprzedzone opracowaniem zupełnie nowej strategii rozwoju miasta. Wszystko to powinno stworzyć nowe, bardziej sprzyjające warunki do sytuowania w Rzeszowie zaplecza biznesowego dla hubu komunikacyjnego i do ściągania podmiotów zainteresowanych ruchem odbudowy Ukrainy.

B.K.: Mówimy o biznesie, nawet o biznesie międzynarodowym. A mówiąc wprost, co mieszkańcy Rzeszowa będą z tego mieli?

Robert Kultys: Rzeszów od lat staje się coraz przyjemniejszym miastem, ale w kwestii poziomu zarobków w poszczególnych branżach nadal nam daleko do Krakowa, Wrocławia, nie mówiąc już o Warszawie. Jeśli miastu uda się przyciągnąć kilka dużych inwestycji biznesowych, jeśli miasto realnie stanie się jednym z centrów zaplecza do odbudowy Ukrainy, to również miejscowy biznes na tym zyska, a w ślad za tym pojawi się wzrost zarobków w różnych branżach zawodowych. To oczywiście nie pojawi się w rok czy dwa i nie musi od razu oznaczać zarobków jak na Zachodzie, ale przykład długoletniej ewolucji zarobków w Warszawie pokazuje, że tak właśnie podnosi się siłę ekonomiczna miasta do poziomu Zachodu Europy.

B.K.: W czasie ostatniej sesji rady miasta przestrzegaliście, że Rzeszów nie ma zbyt dużo czasu na wprowadzenie programu Hub-Rzeszów, bo w kolejce ustawiają się też inne miasta.

Robert Kultys: Według mnie tak naprawdę chodzi głównie o Lwów. I to właśnie miałem na myśli mówiąc wcześniej o tym jednym poważnym wyzwaniu dla Rzeszowa. Bo dopóki na Ukrainie trwa wojna, a wszelkie inwestycje na jej terenie obarczone są dużym ryzykiem, to przepływy biznesowe, towarowe, a nawet dyplomatyczne chętnie będą wykorzystywały Rzeszów i jego infrastrukturę komunikacyjną do organizowania wsparcia dla Ukrainy. Ale przecież wojna na Ukrainie kiedyś się zakończy. Może pełna stabilizacja nie zapanuje za rok czy dwa, ale niektórzy eksperci uważają, że jest to realne w perspektywie 7 do 10 lat.

Co więcej, wtedy najprawdopodobniej Unia Europejska zgodzi się na rozpoczęcie procesów integracyjnych Ukrainy ze wspólnotą europejską. W tych nowych warunkach może okazać się, że rolę pomostu między Zachodem a Ukraina zacznie odgrywać miasto Lwów. Jest ono doskonale położone węzłowo, lotnisko ma nawet większe od rzeszowskiego, a Ukraińcom będzie zależało, aby ściągnąć tam jak najwięcej kapitału. Dlatego właśnie Rzeszów ma niewiele czasu, właśnie te 7-10 lat, aby na trwałe obudować nasz węzeł z lotniskiem, autostradą i S-19 ruchem biznesowym, który właśnie tu będzie miał swoja bazę w ruchu odbudowy Ukrainy. To jedyny możliwy czas, aby Rzeszów nadgonił swoim rzeczywistym potencjałem gospodarczym potencjalną rangę jaką daje mu dziś położenie i możliwości komunikacyjne. Potem może być już za późno, a na trasie Kraków-Lwów tylko te dwa miasta będą głównie ogniskowały najważniejsze europejskie przepływy ludzi, kapitału i technologii.

B.K.: Dziękuje za rozmowę.

Barbara Kędzierska

Fot. Maciej Terpiński

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4