Partie opozycji nie będą miały wyjścia. W Rzeszowie wystawią wielu kandydatów

KATEGORIA: POLITYKA / 17 lutego 2021

Na zdjęciu Szymon Hołownia i Borys Budka
Fot. Sz. Hołownia - autor:Silar/B. Budka - autor: Adrian Grycuk. Żódło: Wikimedia Commons (Creative Commons).

Od kilku dni trwa giełda nazwisk osób mogących kandydować na prezydenta Rzeszowa. Po stronie rządowej sytuacja wydaje się klarowna. Będzie dwóch kandydatów – kandydat Solidarnej Polski Marcin Warchoł oraz kandydat Prawa i Sprawiedliwości (najprawdopodobniej wojewoda Ewa Leniart).

W te kilka dni wśród ugrupowań „antypisowskich” dopiero rozpoczęło się zgłaszanie kandydatów. Wolę startu już wyrazili Konrad Fijołek z szeroko pojętej lewicy oraz Maciej Masłowski, były poseł Kukiz’15. Wystawienie kandydatów zapowiedziała także Platforma Obywatelska (być może będzie to Paweł Kowal czy Paweł Poncyliusz) oraz Lewica, co sugerował poseł Wiesław Buż. W środowiskach społecznych po części sympatyzujących z opozycją rozpatrywany jest także kandydat obywatelski Jacek Strojny (grupa stowarzyszeń Razem dla Rzeszowa), a nawet pojawiła się „egzotyczna” propozycja kandydatury Norberta (Sabiny) Bobin, kandydata którego start w wyborach ze względu na wiek, może stać pod znakiem zapytania.

A to jeszcze nie koniec. Zwróćmy uwagę, że moment polityczny nie sprzyja wyłonieniu wspólnego kandydata ugrupowań opozycyjnych do PiS i na pewno w tym obszarze politycznym będziemy mieli wystawionych wielu kandydatów.

Zacznijmy od ruchu Polska 2050. Jego lider Szymon Hołownia najbliższe trzy lata do wyborów parlamentarnych zaplanował na zdobycie czołowej roli wśród ugrupowań opozycyjnych i wykorzystując efekt świeżości na przejęcie jak największej liczby rozczarowanych zwolenników PO i Lewicy. Popełniłby podstawowy błąd, gdyby teraz nie wystawił swojego czytelnego kandydata.

Platforma Obywatelska widząc te oczywiste zamiary Hołowni względem jej elektoratu również przystąpiła do ofensywy, aby to sobie zapewnić dominację po lewej stronie sceny politycznej. Stąd jej pomysł „koalicji 276”, zaprezentowany zresztą w pośpieszny sposób, wyraźnie aby ubiec działania Hołowni w przejmowaniu jej parlamentarzystów. PO w Rzeszowie skłania się do samodzielnego kandydata.

Natomiast ogólnopolska Lewica spod różnych znaków (Czarzasty, Biedroń, Zandberg) także nie zamierza tracić swojej podmiotowości i robi wszystko, aby odróżnić się w propozycji wobec wyborców od środowisk Budki i Hołowni.

Pozostają jeszcze PSL, wspomniany Kukiz’15 oraz Konfederacja, która gdzie może, to wystawia przeciw wszystkim Grzegorza Brauna. Ugrupowania te najmniej pod względem programowym mogą porozumieć się z główna „trójką” opozycji. Każde z nich ma swój niepowtarzalny koloryt i jednocześnie zbyt dużo zainwestowały w zaistnienie na scenie politycznej, aby teraz mogły sobie pozwolić na rozpuszczenie się w ogólnikowej „antypisowskiej” opozycji.

Do tego dochodzą jeszcze ambicje lokalne w Rzeszowie. Taki na przykład Konrad Fijołek, kiedyś lider SLD w Rzeszowie. Potem wraz z kilkoma współpracownikami (Marta Niewczas, Tomasz Kamiński) wszystko postawił na jedną kartę Tadeusza Ferenca (chcącego przytulić się do każdego ugrupowania będącego przy władzy) i zaczął budować swoją pozycję niezależnie, a nawet wbrew rzeszowskiemu środowisku Lewicy. Przedwczesna abdykacja Ferenca zmusza go do samodzielnego startu. Inaczej politycznie straciłby wszystko, co zainwestował.

Możemy mieć zatem od 7 do 9 potencjalnych kandydatów na fotel prezydenta Rzeszowa (oprócz 2 kandydatów wywodzących się z obozu rządowego). Ktoś powie, że to tylko opis wyjściowy do negocjacji w sprawie wspólnego kandydata opozycji. Może jednak w Rzeszowie partie te będą mogły zapomnieć o konkurencyjnych ambicjach ogólnopolskich i wyłonić wspólnego kandydata?

Taki ruch oznaczałby jednak polityczne zmarginalizowanie niektórych ugrupowań także na scenie krajowej. Wybory w Rzeszowie będą prawdopodobnie jedynymi dużymi wyborami (obserwowanymi w skali ogólnopolskiej) przed rozstrzygającymi wyborami do parlamentu w 2023 r. Dlatego oczy całej Polski zwrócone będą teraz właśnie na Rzeszów. Tu przeprowadzony będzie jakby polityczny poligon doświadczalny. Ten, kto na nim nie będzie obecny samodzielnie, ten ryzykuje rolę przystawki w przyszłej polityce.

Powinno się to rozumieć i ograniczyć zbyt surowe oceny ugrupowań, które wystawią własnych kandydatów. Nawet jeśli niektóre środowiska zredukują swoje ambicje do samodzielnego startu w Rzeszowie, to i tak zapewne liczba kandydatów opozycji w Rzeszowie wyniesie kilku.

Porozumieniu na opozycji nie sprzyja także kalendarz. Wybory na prezydenta Rzeszowa mogą odbyć się na przykład w pierwszych tygodniach maja. Odliczając czas niezbędny na przeprowadzenie kampanii (najczęściej 8-10 tygodni) oraz czas na wypracowanie własnych kandydatur, pozostawia to 1-2 tygodnie na rozmowy, aby partie mogły przeprowadzić trudne i nerwowe negocjacje w wyłonieniu jednego lidera. Jest to mało prawdopodobne.

Szahin

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4