W tej kampanii ferment zasiali sami rzeszowianie. To zmienia nasze miasto

KATEGORIA: MIESZKAŃCY / 19 października 2018

Spotkanie mieszkańców Nowego Miasta. Dyskutują na temat braku zgody na planowaną inwestycję na ich osiedlu.
Fot. Paweł Bialic

Nastąpił właśnie moment, kiedy można zwrócić uwagę na inność tegorocznej kończącej się kampanii wyborczej do samorządu miasta Rzeszowa. Gdyby oceniać ją tylko po propozycjach przedstawianych przez kandydatów, to byłoby dość sztampowo i przewidywalnie. Każdy z ubiegających się o fotel prezydenta wymyślił sobie jakąś idee fixe i zapewniał, że ją zrealizuje. Krzysztof Kaszuba zaproponował budowę miejskiej linii tramwajowej. Tadeusz Ferenc tradycyjnie postawił na kolejkę jednoszynową i kilka pomniejszych propozycji, jak choćby stok narciarski w Matysówce. Wojciech Buczak – jako chyba najpłodniejszy z kandydatów – prezentował sukcesywnie: Park Wisłok, Wiadukt Centralny, Rzeszowskie Centrum Komunikacyjne, parkingi wielopoziomowe i inne. Pomysły pozostałych dwóch kandydatach były znacznie mniej wyraziste. Zresztą jeden z nich zaznaczył się w naszej świadomości głównie tym, że zaraz po ogłoszeniu swej kandydatury wystąpił na wspólnej konferencji z urzędującym prezydentem Rzeszowa wychwalając jego dokonania. Trudno więc taką kandydaturę traktować poważnie.

Ale ta kampania była inna od poprzednich poprzez samych mieszkańców miasta. Jeszcze nigdy tak żywo nie reagowali oni na wydarzenia, jak przez ostatnie kilka miesięcy. Tłumnie przychodzili na sesje rady miasta, zawiązywali stowarzyszenia chcąc bronić swych osiedlowych interesów, sami szukali kontaktów z kontrkandydatami obecnego prezydenta, często też uczestniczyli w spotkaniach protestacyjnych. Ten ferment był przy tym całkowicie niepolityczny. Przewinął się przez Pobitno, Nowe Miasto, Zalesie, Drabiniankę, Zwięczycę, Kotuli, i wiele innych osiedli. Ferment ten można jednak ocenić jako bardzo ożywczy, bo uświadomił mieszkańcom, że to oni najlepiej, a nie politycy mogą zabezpieczyć interesy swojej najbliższej lokalnej społeczności.

Przez wiele lat prezydentury T. Ferenca rzeszowianie dość spolegliwie przyjmowali kolejne jego pomysły i decyzje. Pewnie dlatego, że w czasie swoich pierwszych kadencji w ratuszu, zaimponował im starannością i dbałością o dobry wygląd miasta. W Rzeszowie zmieniło się wówczas naprawdę dużo. Ale wydaje mi się, że prezydent Ferenc potraktował kolejne kadencje jako naturalną kolej rzeczy i wielu mieszkańców odczuło, że przestał myśleć o ich potrzebach. Dlatego w ostatnich miesiącach ich niezadowolenie nagle pękło, wylało się wręcz na wielu osiedlach i reelekcja Ferenca pierwszy raz przestała być tak pewna.

Ale wzburzenie i zaangażowanie rzeszowian ma też i inny skutek. Każdy następny prezydent – czy to Ferenc, czy to Buczak – będzie musiał przyjąć udział mieszkańców w decyzjach samorządowych jako nową rzeczywistość.

Trzeba przyznać, że kandydat PiS-u najszybciej odnalazł się w tej sytuacji. Wiele jego propozycji programowych wprost pochodziło z dyskusji z protestującymi mieszkańcami. Tak powstał pomysł Parku Wisłok – aby nie dopuścić do zabudowy rekreacyjnych terenów nad brzegiem rzeki. Tak powstał pomysł Parku Biznesowego na osiedlu 1000-lecia – aby znaleźć pomysł na tereny uciążliwych zakładów drobiarskich. Tak powstał też pomysł parkingów wielopoziomowych – aby odpowiedzieć na najczęstsze skargi mieszkańców dużych osiedli, na których parkowanie samochodów jest prawdziwym wyzwaniem.

Odpowiedź prezydenta Ferenca na nową sytuację protestu mieszkańców początkowo polegała natomiast na wchodzeniu w spór z tymi mieszkańcami. „Miasto musi się rozwijać, będę wszędzie popierał nowe budowy, niezależnie od opinii ludzi” – takie było jego przesłanie. Dopiero z czasem zauważył, że ta postawa zwyczajnie odbiera mu zwolenników. Pod koniec kampanii radykalnie zmienił front i np. zgodził się na stworzenie planów miejscowych dla terenów Nowego Miasta – planów, którym do tej pory był bardzo niechętny. Na ile jest to tylko gest przedwyborczy, a na ile trwała zmiana poglądów – na to nie odpowiem.

Wróćmy do oczekiwań rzeszowian.

Szeroki ferment wśród społeczeństwa zawsze był oznaką zapotrzebowania na zmiany. To zawsze pokazywała historia. Czy rzeszowianie dojrzeli do zmiany rządów w mieście? Konkretne liczby padną już za kilka dni. Jedno jest pewne. Pierwszy raz od długiego czasu rzeszowianie w znacznie większej ilości niż dotąd zaczęli poważnie rozważać, czy nie jest już odpowiedni czas, by dokonać zmian w ratuszu. Czasami po prostu dlatego, że są zmęczeni dotychczasowymi rządami Tadeusza Ferenca i woleliby nowego klimatu dla rozwoju miasta.

Samo miasto i jego potrzeby też są już inne. Po 16 latach mamy nowych wyborców, mamy nowe doświadczenia z dotychczas rządzącymi w mieście ludźmi, wreszcie mamy nowe oczekiwania dla przyszłości rozwoju Rzeszowa. Niemniej odpowiedź na pytanie, kto ma to realizować, każdy z nas musi sobie udzielić indywidualnie.

Barbara Kędzierska

  

Redaktor naczelny: Barbara Kędzierska
Wydawca
"Siedem - Barbara Kędzierska"
PORTAL INFORMACJI I OPINII
redakcja@czytajrzeszow.pl
35-026 Rzeszów, ul. Reformacka 4